Co z tymi wyborami? - wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych
Wielkimi krokami zbliżają się wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Największe serwisy informacyjne prześcigają się w informowaniu o kandydatach, wiecach wyborczych i sondażach, ale czy wiemy jak tak naprawdę wygląda system wyborczy w Stanach Zjednoczonych? Cóż, warto się temu przyjrzeć, bo różni się on od polskiego.
1. Kto może być prezydentem?
Zacznijmy od kwestii tego kto w ogóle może ubiegać się o ten
urząd.
No właśnie, oto zagadka dla Was. Jaki urząd w latach 2003 -
2011 pełnił Arnold Schwarzenegger? Odpowiedź jak zwykle dla wytrwałych 😉.
·
Ale wróćmy do kwestii prezydentury w USA. Czy
istnieje ograniczenie wiekowe? Cóż, górnej granicy nie ma (teoretycznie), za to
jest dolna i wynosi 35 lat.
·
Ponadto nasz minimum 35-letni nienaturalizowany
Amerykanin, któremu marzy się zostanie lokatorem Białego Domu musi mieszkać w
Stanach Zjednoczonych przez co najmniej 14 lat.
·
Kandydat musi także posiadać pełnię praw
publicznych, ale, co ciekawe, nie musi być niekarany, co jest bardzo
istotnym kryterium dla Donalda Trumpa, który w maju został uznany przez ławę
przysięgłych za winnego w procesie o fałszowanie dokumentacji biznesowej.
Ostatecznie dwie amerykańskie partie – Demokraci oraz
Republikanie – nominują po jednym kandydacie w ramach prawyborów.
2. Jak przebiega głosowanie?
Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych odbywają się co
4 lata (w Polsce co 5) i odbywają się zawsze w czwartek przypadający po pierwszym
poniedziałku listopada (w tym roku piątego listopada). W odróżnieniu od naszych
wyborów, które są bezpośrednie, a więc głosujemy bezpośrednio na wybranego
przez nas kandydata, wybory w Stanach Zjednoczonych mają charakter pośredni.
Co to znaczy? Otóż Amerykanie nie głosują wprost na jednego z dwóch kandydatów,
lecz wybierają tzw. elektorów, którzy później wchodzą w skład Kolegium
Elektorów Stanów Zjednoczonych (Electoral
College) i to właśnie to Kolegium później
dokonuje wyboru prezydenta.
Ale zaraz, to skąd w takim razie Amerykanie wiedzą, czy ich
głos przyczyni się do zwycięstwa jednego bądź drugiego kandydata? Dzieje się
tak, ponieważ elektorzy zobowiązani są przysięgą do zagłosowania na zwycięzcę w
danym stanie. Czy czasem zdarza się inaczej? Tak, zdarzyło się już w historii
złamanie przysięgi przez nielojalnych elektorów (choć zdarza się to bardzo
rzadko) i chociaż za takie postępowanie grozi kara, po 1900 roku nikt nie
został z tego powodu ukarany. Liczba elektorów różni się w każdym ze stanów i
jest zawsze równa liczbie przedstawicieli danego stanu w Izbie Reprezentantów i
Senacie, tak więc nie jest taka sama dla każdego stanu. Ponadto, liczba
elektorów w danym stanie jest ustalana na podstawie liczby ludności (i tak
najwięcej elektorów – 54 – ma Kalifornia). Łącznie elektorów jest 538,
a do zwycięstwa potrzeba co najmniej 270 głosów elektorskich.
Warto też zauważyć, że sam system wyborczy również różni się
w zależności od stanów. W zdecydowanej większości z nich (48 z 50) oraz w
Dystrykcie Kolumbii obowiązuje zasada „winner-take-all”
– „zwycięzca bierze wszystko”, a więc zwycięzca wyborów
bezpośrednich otrzymuje wszystkie głosy elektorskie w danym stanie, nawet jeśli
zwyciężył zaledwie jednym głosem. Inaczej jest w Nebrasce oraz Maine, gdzie zwycięzca
otrzymuje dwa głosy elektorskie (tyle wynosi liczba senatorów z tych stanów),
natomiast pozostałe głosy elektorskie są rozdzielane zgodnie z liczbą głosów
bezpośrednich.
Amerykański system wyborczy sprawia, że zdarza się czasem,
iż zwycięzca wyborów prezydenckich, a więc kandydat, który uzyskał przynajmniej
270 głosów elektorskich, otrzymał w skali kraju mniej głosów bezpośrednich (a
więc zagłosowało na niego łącznie mniej ludzi), niż kontrkandydat. Taka
sytuacja wydarzyła się w roku 2016, kiedy wybory wygrał Donald Trump uzyskując wymaganą
liczbę głosów elektorskich, choć w skali ogólnokrajowej więcej głosów uzyskała
jego kontrkandydatka – Hillary Clinton. To właśnie dlatego dla kandydatów tak
ważne są sondaże (poll) nie tyle ogólnokrajowe,
co te dotyczące poszczególnych stanów.
3. Kto kandyduje w 2024?
Nominację partii Republikańskiej uzyskał były prezydent
Stanów Zjednoczonych z ramienia te partii (w latach 2017-2021) Donald Trump.
Kandydatem Demokratów miał być początkowo obecny prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden, który miał zamiar ubiegać się o reelekcję, jednak ostatecznie wycofał się z wyścigu o Biały Dom po przegranej debacie z Donaldem Trumpem. Na swoją następczynię wskazał obecną wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Kamalę Harris i to właśnie ona najprawdopodobniej uzyska oficjalną nominację partii.
Rozwiązanie zagadki:
GUBERNATOR STANU KALIFORNIA
See you!
EnglishLove 💙
fot. Alexa; Pixabay. Wykorzystane w ramach licencji treści Pixabay.
Komentarze
Prześlij komentarz